piątek, 23 stycznia 2009

come away with me...



a się tak długo nie mogłam przekonać do Norah Jones...

piątek, 16 stycznia 2009

Plaga pękających rur nęka Słupsk

Od tygodnia w Słupsku szaleje plaga. Plaga pękających rur. Jedna po drugiej, pękają od mrozu, od trzęsienia ziemi, a może po prostu ze starości. Najgorsza była pierwsza, ludziom zabrakło wody, leciała brudna z kranu. Miasto zabrało się za naprawę, a potem zaczęto wydawać ludziom wodę pitną. Awarie usunięto i choć mogło się wydawać, że to będzie tyle, to zaraz niedługo, chyba dwa dni później pęka druga rura. I tak dalej, codziennie pęka jakaś ruda w mieście, a ludziom leci brunatna ciecz z kranów.

Oczywiście słupszczanie zaaferowani swoim losem postanowili wypowiedzieć się pod tekstami na stronie gp24. Oto kilka co niecniejszych lub ciekawych wypowiedzi naszych forumowiczów. Pisownia zachowana.

Któraś kolejna, dziś, pękła rura na Paderewskiego.
- "ooo coraz bliżej mnie..."

- "hehehhhehe;-)"

Ale dzisiejszy wcześniej artykuł, o rurze która pękła dwie godziny wcześniej , zyskał większą sympatię mieszkańców Słupska. Wodociągi podały przyczynę awarii, tytuł mówi wszystko: "Kolejna rura pękła. Wodociągi: to przez ostatnie trzęsienie ziemi"

- "a nie mówiłam, że trzeba mieć zapas wody w domu. Tylko coś się zmienia winowajca rolleyes.gif Już nie PRL - a trzęsienie ziemi:D"

- "Ja mam wodę na ul. Paderewskiego!!!! Tyle, że z kranu cieknie brązowa. Panie Lipski zapraszam na herbatę . Przyjdzie pan? Lepiej byś pan pił herbatę niż tak durnie się tłumaczył."

- "a moze by tak porzadne trzesienie ziemi w wodociagach...? to napewno by poleprzylo zaopatrzenie w wode wszystkich slupszczan."

- Kargul z Pawlakiem: Jeszcze jedna galeria i po Słupsku.Szkoda, a taki był ładny-amerykański...

- "Widzę, że wszystkim humor się poprawił po tym artykule...trzęsienie ziemi :P"

- Słyszałem coś, że Wodociągi w ramach rekompensaty wpuściły do swoich instalacji kawę zamiast wody. Szkoda tylko, że taka trochę "lurowata"."

- "Zagdaka: kto potrafi wymienić liczbę rur, które pękły w ostatnim czasie w Słupsku, nie zaglądając do gazet i serwisów internetowych? :)"

- babcia rózia: e tam-tylo lat my tu mieskamy i jo nie słysała nic o jakimś tzesieniu ziemi! Na litosć Bosko! Nie pista takich pierduł.

czwartek, 15 stycznia 2009

przychodzę do was z muzyką (3) - black and white videoclips

Zgodnie z przyrzeczeniem: magiczne klipy B&W z epoki, gdy był sens robić takie klipy. Na początek klasyka (co tu nie będzie klasyką??) - Black "Wonderful life".


-------------
Phil Collins "Another day in paradise". Wątpię by klip owy zrobił na mnie takie wrażenie gdym dziecięciem była, gdyby operował kolorem.


-------------

Tears For Fears - "Woman in chains". Tu jakikolwiek komentarz będzie zbędny.


----------

Najlepsze na koniec. Nie dość, że najlepsza piosenka pop tego wszechświata, to jeszcze najlepszy klip czarno-biały EVER. Co było do wykorzystania, zostało wykorzystane. Prawdziwy klip tych czasów. W porównaniu z dzisiejszymi tworzywami człeka łapie za serce: to jakby porównywać obrazy de Sici z filmami Danny'ego Boyle'a.


--------------------------

Wszystkie te klipy są do siebie bardzo podobne technicznie i wykonawczo (może oprócz "Another day...", który jest bardziej clipo-podcastem.

Zdjęcia są zrównoważone, zwolnione, kręcone statycznie, z jednego miejsca (ewentualnie ze spokojnym "przesuwem")- wędrująca kamera, jak ja to nazywam "panoramowanie". Wszystko współgra z muzyką. obraz, choć jak widać robiony oddzielnym nakładem sił, jest przygotowany pod muzykę. Bardziej bierze to się z rozumienia emocji i treści piosenki, mniej wnikania w jej rytmiczny i melodyczny układ, choć żaden z tych filmów nie mierzi niedostosowanym montażem, wprost przeciwnie.

Filmy starają się uważnie zobrazować to, o czym opowiadają słowa i muzyka piosenki. Dziś często rządzą klipy "ilustracyjne", nie ważne o czym artyści świergolą, wystarczy jakiś ładny widoczek, postawić zespół, parę statystów i klip gotowy.

Nie oznacza to, że takich rzeczy to już nie kręcą. To znaczy, jasne, że nie kręcą. Kręcą inne i inaczej. Nie znaczy, że gorzej. Inaczej.

Ale to właśnie te klipy najbardziej lubię. Są porywające i na kilka minut udowadniają, że różne odcienie szarości są najbardziej barwnymi kolorami świata muzyki.

poniedziałek, 5 stycznia 2009

pomnik i Sylwetki



To pomnik Jana Nepomucena w Ustce. W kwietniu 2008 już już... mieli go rozbierać, ale przybył jakiś tam prałat i pomnik uratował. Znaczy zaraz uratował... Janek pewnie by się przeniósł przed kościółek czy coś, zamiast szpecić/upiększać (niepotrzebne skreśl) usteckie molo.

Tu artykuł na ten temat plus foty - http://www.gp24.pl/apps/pbcs.dll/article?AID=/20080415/USTKA/645869442

Zanim prałat przybył by nie dopuścić do niecnego czynu robotnicy trochę już tam podziałali. I trafili na skarb. Reszta to wycinki opowieści fotoreportera, którzy przyniósł zdjęcia, wycinki zresztą, bo nie wiem ile zapamiętałam i czy dobrze.

W pomniku znaleziono list, list i wisiorek. List miłosny, gwoli ścisłości. Ot, zwyczajne na usteckie stany wakacyjne. Wystarczy się przejść w co jaśniejszy dzień - na żółtych rurach mola powypisywane adresy (Andrzej z Krakowa lipiec 2004), wyznania miłosne młodych ludków z całej Polski (Tadek z Zakopca kocha Jolę z Zimowisk). Więc liścik miłosny schowany przy pomniku, nic bardziej zwyczajnego. Jeno wzniosłości dodawał owy wisiorek.

Schowany w woreczku foliowym, na końcu liściku na czerwono odpowiednia adnotacja, coś w stylu: jeśli znalazłeś owy list, możesz wziąć wisiorek, to Ci zostanie wybaczone, ale racz zostawić list na swoim miejscu.

Pytałam się kolegi czy czasem czegoś nie przekręcił, że może koleżanka koleżance, ale nie. Był to list miłosny dziewczyny do dziewczyny. Tu już zwyczajność mniejsza.

Wyobraziłam sobie wpierw taką dziewiętnastolatkę, dojrzałą na swój wiek, która jednak ostatnim wyrywem wakacyjnej romantyczności chciała zostawić ślad swojej miłości.

Ciekawe ile ma teraz lat i czy pamięta o tym liście? czy przybyła w jakiś letni czas by sprawdzić czy kartka z wyznaniem wciąż jest, a może zabrała ją z powrotem? a może bardziej prozaicznie: jakieś łobuzy wyrzuciły znalezisko robotników (po odnalezieniu woreczek z listem i wisiorkiem został odstawiony na swe miejsce). A może tamta druga odnalazła papierowe wyznanie?

Prałat, który wyrwał się do ratowania jankowego pomnika z drewna, twierdzi, że Nepumocen uratował w 2008 roku Ustkę przed zimowymi cofkami morza do portu.

Wersja alternatywna: autorka lub adresatka listu przybywa któregoś razu na usteckie molo, w wiadomym celu. Ale pomnika nie ma. Prałat nie zdążył na czas, ludzie nie wstawili się za drewnianym Janem - więc i po liście nic nie zostało.

Czy w takim razie groziłyby Ustce cofki morza? Kawałek drewna jakiegoś świętego kolesia, obciosany ręką niesławnego twórcy... Zalany port i złamane serca.

W artykule autor napisał, że ludzie płakali gdy zobaczyli robotników zabierających się za rozebranie pomnika. Coś jest na rzeczy.


---------------------
Sylwetki

a tu odkrycie moje niedawne, znalazłam gdzieś se, znalazłam i więcej fajnej muzy, ale na początek po polsku. polecam przesłuchanie całości, mnie się podoba ostatnio drugi kawałek, ten o Mietku