środa, 3 października 2007

lewicowy pinokio

Bardzo ładny ten spot LiD-u, tylko czemu kurwa ten Olejniczak tak mruga?!

środa, 19 września 2007

Wybierz korzystną ofertę

Wracając ze sklepu i dzierżąc dzielnie w reklamówce chleb oraz dwa piwa (podstawa zakupowa) czekałam cierpliwie aż droga krajowa A6 będzie dostępna do przebiegnięcia. Wzrok mój, zmęczony widokiem przejeżdżających tirów, zwróciłam ku panu, który wymieniał reklamę z wielkiego plakatu w ogródku sąsiadów.

Pan zdzierał reklamę promocyjną hipermarketu Real, a na jej miejsce instalował reklamę wyborczą Peeselu.

Szczerze mówiąc wolałabym tamtą reklamę Reala, a nuż może jakaś promocja na sześciopaki lub t-shity za 4.99. Tu zaś wpycha się inna oferta. Taka mniej interesująca, bo co to za oferta, która nic nie oferuje.

Na drodze zrobiło się lżej i przebiegłam przez ulicę, by czym prędzej skonsumować kanapkę wspomagając się szklanicą browara.

środa, 5 września 2007

co tam pani w polytyce?

Dużo wskazuje na to , że w październiku trzeba będzie ruszyć swój gruby tyłek i pójść do urny wyborczej. Ja, jako wielka propagatorka uczestnictwa w takowych wydarzeniach (jakże ważnych dla naszego państwa!) borykam się po raz pierwszy z niezwykle trudnym problemem. Na kogo zagłosować?
Wszyscy jawią mi się jako "chapacze". Ciężko mi się zmusić, by oglądać ich factaty w tiwi. O ile moja równowaga polityczna była całkiem znośna i wypoziomowana, to tym razem jestem całkowicie obojętna. Ani na lewo, ani na prawo, a już na pewno nie w sam środek. A jednak wytoczę się z domu i pójdę wybierać.
W polytyce nic. Leją się po mordach nagraniami, kochankami, oskarżeniami. Nasza polytyka bardziej przypomina co bardziej wesołe sceny z sali sądowej.

To jak już pójdę to zastanawiam się czy mój pusty głos coś zmieni. I wyobraziłam sobie, że wszyscy oddają puste głosy, albo przynajmniej zdecydowana większość. I co? Ano byłoby miło. Bo więcej by o tym gadali w tiwi niż o chapaczach. Gadali by o nas. Zwykłych szarakach.

Można by wtedy zakląć taką ustawę, że jeśli w wyborach parlamentarnych większość stanowią tzw. "puste głosy", to w państwie zaczyna panować stan anarchii z tymczasowym rządem. I tak do następnych wyborów, których termin ustalałaby specjalna komisja rządu mniejszościowego-tymczasowego. Podejrzewam, że termin taki to byłby minimum miesiąc czasu.
To jakby spuścić bombę nuklearną na nasze państwo. Po miesiącu rozpierduchy musiałoby powstać nowe państwo jako tako trzymające się w ryzach. Podejrzewam, że ci najbardziej przerażeni wykopaliby chapaczy na zbity pysk i błyskawicznie wymyślili awaryjny plan działania, który postawiłby szybciej nasze państwo do pionu niż wszystkie plany odbudowy kraju z ostatnich kilku kadencji.

Oczywiście o ile w tym czasie nie przejęłaby nas Rosja.

poniedziałek, 3 września 2007

Bezkulturalna tefałpe

http://www.rzeczpospolita.pl/gazeta/wydanie_070903/kultura/kultura_a_5.html


Kto jeszcze pamięta te świętej pamięci gadki o wychowywaniu obywateli przez telewizję? Pamiętam stare czasy, gdym dziecięciem była, czasy telewizji edukacyjnej, która nudziła mój niedojrzały umysł. Niestety, wtedy nie było kablówek, nie było nawet Polsatu. Pamiętam ramówkę Teatru Telewizji wieczorami gdy przemykałam z łazienki do łózka. Pamiętam całe mnóstwo dziwnych programów. Wtedy kwintesencją tasiemca były brazylijskie seriale z Lucielą Santos. A kino akcji serwowała tefałpe w czwartkowym przedziale seriali sensacyjnych. Więc patrzyłam jak Leoncio bije biedną Isaurę, jak młody Michael Douglas kołysze się samochodem po ulicach San Francisco, a gdzieś pomiędzy telerankiem, a dobranocką obserwowałam kątem oka te wszystkie dziwne programy. Nie umiem zliczyć ileż to dziwnych filmów się naoglądałam, ileż zarwanych nocek wyprosiłam u rodziców byle tylko obejrzeć coś ciekawego.

Mój ogromy sentyment do państwowej tiwi wynika głównie z lat młodości. Ale utrzymywał się ten sentyment dość długo. Bo i do niedawna jeszcze potrafiłam zarwać nockę dla jakiegoś filmu czy programu. Leniwa jestem względem swej edukacji filmowej, odkładam na później seansy ważne. Dzięki tefałpe moja edukacja przebiegała znośnie, zachęcająco nawet, bo niejeden raz po filmowej uczcie na szklanym ekranie sięgałam chętniej po klasyczne tytuły. Nie dość, że to dzięki tefałpe udało mi się obejrzeć film mego życia, to sprawdzanie programu tiwi stało się swego czasu moim nałogiem. Jako, że był to okres gdy przed telewizorem spędzałam głównie wieczory, nie interesował mnie zakres programowy stacji komercyjnych. Ufna byłam, opłacało się nierzadko, bo w tygodniu zawsze udawało się złapać dwie lub trzy grubsze ryby.
Z zaciekawieniem oglądałam Łossskoty i Neokinematografy. Z zaciekawieniem i nerwem w oku i na buźce, wykrzywianej zniesmaczeniem. Ale to sporo mówi o formie tych programów. Nie musiałam ich lubić, ale wzbogacały mi kwestię rozmyślań na temat kultury. Podobnie było z programem Ring, który, ku memu wielkiemu niezadowoleniu, zniknął z tefałpe. Jeszcze wcześniej pamiętam podwieczorne Wiadomości Literackie. Był taki okres, całkiem jeszcze niedawno, iż wydawało się, że tiwi publiczna wstanie z kolan i przestanie się kojarzyć z bezczelnością tasiemcowych hitów. Jakby ktoś kopnął gada w rzyć i owe zwierzę cofnęło się w ewolucji pomijając poziom egzystencji płaza. Nasza tefałpe pływa, jak ryba. Porusza ogonem w takt oczekiwań dyktowanych przez masę, którą notabene wymyślili zwolennicy mamony, ci sami, którzy tworzą klimat stacji komercyjnych. Masa, czyli, ty i ja, staliśmy się wymówką. Jakby zamroczony koleżka w dużych okularach zaczął puszczać żurawia do klasówki młodszego, bardziej przebojowego kolegi z ławki.
Czuję się jakby ktoś mnie odpychał. "Was nie ma". Nie ma w Polsce ludzi, którzy czytają książki, którzy oglądają ambitne kino, którzy chodzą do teatru, którzy lubią posłuchać co o kulturze sądzą inni.
Sama jestem zjadaczem popkornu. Daję się, przyznaję, omamić komercji. W końcu z masy się wywodzę. Ale czynię to dla rozrywki, czynię to bo uważam się za aktywnego uczestnika kultury popularnej. Tylko jakoś ciężko mi uwierzyć, że innej już nie ma. Kultury. W telewizji, która zakorzeniła we mnie przyzwyczajenie, która wychowała mnie na istotę wrażliwą na kulturę.
Po prostu ubolewam, i ze smutkiem czytam wyrzuty pani Sawickiej. Całkiem zrozumiałe zresztą.

(Pozostawiam na marginesie wszelkie kwestie typu "nie oglądaj", "jest jeszcze TVP Kultura" czy "przecież ludzie wolą oglądać M jak Mroczki niż wredną gębę Szczuki". To wszystko stanowi osobną kwestię podjęcia powyższego tematu, a ja przecież nie bawię się tutaj w socjologa.)

niedziela, 26 sierpnia 2007

#indie talks

w sumie to czysta poezja

wlazłam na slsk'a tylko by spamiętywać ciekawe brzmienia, skończyło się na czatowaniu na jednym z najbardziej obleganych kanałów 'indie' (najbardziej oblegany jest kanał Thai, ale to pewnie dlatego, że najwięcej na świecie jest Chińczyków, nawet na slsk'u).

szybko podłapam ten specyficzny slang indie'wców, choć jakiś koleś się czepiał mojej gramatyki, ale on kurwa ze mną nie gadał, troll jakiś. pojebane te rozmowy na slsk'u, podkopywałam rezolutnie swój inglisz, odkrywając nową potęgę słów. po prostu wchodzisz na kanał i możesz mówić co chcesz. nowa wolność, taka prawie ircowa, ale ircowa zawsze śmierdziała hermetycznością. natomiast indie jest otwarty. w ogóle slsk jest otwarty. tam ludzie wchodzą by pogadać i powymieniać się własnoręcznie utworzoną muzyką. żadnej ściemy.

w każdym razie w końcu uzgodniliśmy po burzliwej dyskusji, że Lindsay Lohan nie jest CUTE.

piątek, 17 sierpnia 2007

Have love, will travel

nie umiem arabskiego, a tak bardzo bym chciała, nie znam też hindi, i nie wiem też po jakiemu mówią w Tajlandii - ale wciąż mam nadzieję, że to wszystko przede mną

nie byłam w Katarze ani Arabii Saudyjskiej, w Bombaju, i chciałabym też zobaczyć Birmę, choć moralność nie do końca pozwala - ale wciąż mam nadzieję, że to wszystko przede mną

nie byłam na podwórku od 2 godzin

środa, 8 sierpnia 2007

oh! jaki shit w tym niuł life!

każde ludzkie życie to shit, tylko niektórzy lepiej sobie radzą z odgarnianiem gówna

poniedziałek, 30 lipca 2007

nieznośna lekkość kaca

odpędzam zły nastrój... dziś będę poruszać nogami w rytm muzyki umca umca, w dobrych momentach tanecznego popu. może być różnie, w każdym razie będzie.

niedziela, 29 lipca 2007