poniedziałek, 3 września 2007

Bezkulturalna tefałpe

http://www.rzeczpospolita.pl/gazeta/wydanie_070903/kultura/kultura_a_5.html


Kto jeszcze pamięta te świętej pamięci gadki o wychowywaniu obywateli przez telewizję? Pamiętam stare czasy, gdym dziecięciem była, czasy telewizji edukacyjnej, która nudziła mój niedojrzały umysł. Niestety, wtedy nie było kablówek, nie było nawet Polsatu. Pamiętam ramówkę Teatru Telewizji wieczorami gdy przemykałam z łazienki do łózka. Pamiętam całe mnóstwo dziwnych programów. Wtedy kwintesencją tasiemca były brazylijskie seriale z Lucielą Santos. A kino akcji serwowała tefałpe w czwartkowym przedziale seriali sensacyjnych. Więc patrzyłam jak Leoncio bije biedną Isaurę, jak młody Michael Douglas kołysze się samochodem po ulicach San Francisco, a gdzieś pomiędzy telerankiem, a dobranocką obserwowałam kątem oka te wszystkie dziwne programy. Nie umiem zliczyć ileż to dziwnych filmów się naoglądałam, ileż zarwanych nocek wyprosiłam u rodziców byle tylko obejrzeć coś ciekawego.

Mój ogromy sentyment do państwowej tiwi wynika głównie z lat młodości. Ale utrzymywał się ten sentyment dość długo. Bo i do niedawna jeszcze potrafiłam zarwać nockę dla jakiegoś filmu czy programu. Leniwa jestem względem swej edukacji filmowej, odkładam na później seansy ważne. Dzięki tefałpe moja edukacja przebiegała znośnie, zachęcająco nawet, bo niejeden raz po filmowej uczcie na szklanym ekranie sięgałam chętniej po klasyczne tytuły. Nie dość, że to dzięki tefałpe udało mi się obejrzeć film mego życia, to sprawdzanie programu tiwi stało się swego czasu moim nałogiem. Jako, że był to okres gdy przed telewizorem spędzałam głównie wieczory, nie interesował mnie zakres programowy stacji komercyjnych. Ufna byłam, opłacało się nierzadko, bo w tygodniu zawsze udawało się złapać dwie lub trzy grubsze ryby.
Z zaciekawieniem oglądałam Łossskoty i Neokinematografy. Z zaciekawieniem i nerwem w oku i na buźce, wykrzywianej zniesmaczeniem. Ale to sporo mówi o formie tych programów. Nie musiałam ich lubić, ale wzbogacały mi kwestię rozmyślań na temat kultury. Podobnie było z programem Ring, który, ku memu wielkiemu niezadowoleniu, zniknął z tefałpe. Jeszcze wcześniej pamiętam podwieczorne Wiadomości Literackie. Był taki okres, całkiem jeszcze niedawno, iż wydawało się, że tiwi publiczna wstanie z kolan i przestanie się kojarzyć z bezczelnością tasiemcowych hitów. Jakby ktoś kopnął gada w rzyć i owe zwierzę cofnęło się w ewolucji pomijając poziom egzystencji płaza. Nasza tefałpe pływa, jak ryba. Porusza ogonem w takt oczekiwań dyktowanych przez masę, którą notabene wymyślili zwolennicy mamony, ci sami, którzy tworzą klimat stacji komercyjnych. Masa, czyli, ty i ja, staliśmy się wymówką. Jakby zamroczony koleżka w dużych okularach zaczął puszczać żurawia do klasówki młodszego, bardziej przebojowego kolegi z ławki.
Czuję się jakby ktoś mnie odpychał. "Was nie ma". Nie ma w Polsce ludzi, którzy czytają książki, którzy oglądają ambitne kino, którzy chodzą do teatru, którzy lubią posłuchać co o kulturze sądzą inni.
Sama jestem zjadaczem popkornu. Daję się, przyznaję, omamić komercji. W końcu z masy się wywodzę. Ale czynię to dla rozrywki, czynię to bo uważam się za aktywnego uczestnika kultury popularnej. Tylko jakoś ciężko mi uwierzyć, że innej już nie ma. Kultury. W telewizji, która zakorzeniła we mnie przyzwyczajenie, która wychowała mnie na istotę wrażliwą na kulturę.
Po prostu ubolewam, i ze smutkiem czytam wyrzuty pani Sawickiej. Całkiem zrozumiałe zresztą.

(Pozostawiam na marginesie wszelkie kwestie typu "nie oglądaj", "jest jeszcze TVP Kultura" czy "przecież ludzie wolą oglądać M jak Mroczki niż wredną gębę Szczuki". To wszystko stanowi osobną kwestię podjęcia powyższego tematu, a ja przecież nie bawię się tutaj w socjologa.)

Brak komentarzy: