środa, 5 września 2007

co tam pani w polytyce?

Dużo wskazuje na to , że w październiku trzeba będzie ruszyć swój gruby tyłek i pójść do urny wyborczej. Ja, jako wielka propagatorka uczestnictwa w takowych wydarzeniach (jakże ważnych dla naszego państwa!) borykam się po raz pierwszy z niezwykle trudnym problemem. Na kogo zagłosować?
Wszyscy jawią mi się jako "chapacze". Ciężko mi się zmusić, by oglądać ich factaty w tiwi. O ile moja równowaga polityczna była całkiem znośna i wypoziomowana, to tym razem jestem całkowicie obojętna. Ani na lewo, ani na prawo, a już na pewno nie w sam środek. A jednak wytoczę się z domu i pójdę wybierać.
W polytyce nic. Leją się po mordach nagraniami, kochankami, oskarżeniami. Nasza polytyka bardziej przypomina co bardziej wesołe sceny z sali sądowej.

To jak już pójdę to zastanawiam się czy mój pusty głos coś zmieni. I wyobraziłam sobie, że wszyscy oddają puste głosy, albo przynajmniej zdecydowana większość. I co? Ano byłoby miło. Bo więcej by o tym gadali w tiwi niż o chapaczach. Gadali by o nas. Zwykłych szarakach.

Można by wtedy zakląć taką ustawę, że jeśli w wyborach parlamentarnych większość stanowią tzw. "puste głosy", to w państwie zaczyna panować stan anarchii z tymczasowym rządem. I tak do następnych wyborów, których termin ustalałaby specjalna komisja rządu mniejszościowego-tymczasowego. Podejrzewam, że termin taki to byłby minimum miesiąc czasu.
To jakby spuścić bombę nuklearną na nasze państwo. Po miesiącu rozpierduchy musiałoby powstać nowe państwo jako tako trzymające się w ryzach. Podejrzewam, że ci najbardziej przerażeni wykopaliby chapaczy na zbity pysk i błyskawicznie wymyślili awaryjny plan działania, który postawiłby szybciej nasze państwo do pionu niż wszystkie plany odbudowy kraju z ostatnich kilku kadencji.

Oczywiście o ile w tym czasie nie przejęłaby nas Rosja.

Brak komentarzy: