Enid w Ghost World zwraca się z wywyższoną urazą do chrypiącej koleżanki, której spodobał się jakiś chłopak. -To pewnie głupek. Śliczny blondyn przechodząc obok ich stolika mówi do kolegów: -Ej, dziś jest impreza reggae, idziemy? Enid rozkłada ręce w geście "a nie mówiłam"?.
Ano, regałowcy to głupki jakich mało. Jestem na to potwierdzeniem. Mózg zjarany zielskiem, częste zawieszki inteligencji i przeskoki czasowe. I kiwka, w lewo w prawo, gdy postmarlejowe głosy wołają z daleka. Dobra zabawa. Czasem żałuję, że już nie jaram.
Pomiędzy jedną płytą Toola, Morfinistami czy operą Delibesa lubię posmakować pozytywnej muzyki. Brakuje mi tej muzyki na żywo. W moim mieście nie ma rege. Znaczy może jest, ja nie słyszę, a już zaczyna mi się nudzić metal grany w miejscowej knajpie. Może czas zadziałać? Marzy mi się festiwal rege, gdzie mogłabym poskakać spokojnie, mozolnie, z zamkniętymi oczami. W ramach ulgi, którą przynosi mi taka muzyka.
To pewnie moja sympatia dla prostoty zgubiła mnie dla reggae. Bo to przecież prosta muzyka. I prosta filozofia. Egzystencjaliści łapią się za głowę - nie ma Jaha, nie ma one love!
No i?
Pomiędzy jednym dołem, a kolejną depresją skok z jednej nogi na drugą to pomyślność chwili. Nie będę z tego rezygnować tylko dlatego, że moje życie to przysłowiowa beznadzieja.
Wszystko i nic, nieco twórczości mojej i obcej, parę myślówek złapanych w locie - ogólnie blog. Tu - muzyka, którą znalazłam wieki temu i muzyka, którą odnalazłam dopiero teraz. Pacanowskie wersy o kinie, moje spojrzenie na lokalne wydarzenia, czasem coś jeszcze. Kuźwa no! zwyczajny blog, który jak zwykle miał być niezwyczajny, ale nie wyszło.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz