poniedziałek, 11 sierpnia 2008

Devil in the head: Dick Laurent is dead - rozdział 1

Zaczynamy. Wszystko opatrzone nazwą "Devil in the head: Dick Laurent is dead" jest wyłącznie własnością pani Olimpii Dudek i wszelkie kopiowanie i wykorzystywanie fragmentów bez wiedzy autora (olimpiadudek@gmail.com) lub całości jest zabronione, w skutkach będzie ścigane sądownie.



DICK LAURENT IS DEAD - ROZDZIAŁ I

„Lubię pamiętać rzeczy na swój sposób. Tak jak je zapamiętałem. Niekoniecznie tak jak zdarzyły się naprawdę.”
David Lynch „Zaginiona Autostrada”


„zabójca obudził się przed świtem, założył swoje buty,
wziął twarz z antycznej galerii i poszedł wzdłuż holu,
poszedł do pokoju swojej siostry, a potem,
potem przybył z wizytą do swojego brata,
i poszedł wzdłuż holu,
i stanął przed drzwiami,
i zajrzał do środka”

Jim Morrison „The end”

“Naprzód! Marsz, brzemię, pustynia, znudzenia
I gniew. Komu się ofiarować? Jaką trzeba wielbić
Bestię? Na jaki się porwać święty obraz?
I czyje złamię serca? Jakiego trzymać się mam
Kłamstwa? – W czyjej brodzić krwi?”

Artur Rimboaud



Biegłem ile sił, ciągle słysząc w uszach tą szaleńczą gitarową muzykę. Obracałem się co chwilę ze śmiechem, przeskakując powolne psy i poranne gazety jeszcze nie zabrane z chodnika. Facet z trzydziestką ósemką biegł za mną.

Był cierpliwy i piekielnie wkurzony. Wbiegłem na ulicę i nagle zatrzymałem się z wyobrażeniem mojej głowy, która wybucha gdy nabój z prędkością 90 m\s przebija się przez moją czaszkę. Wtedy ta ciężarówka zatrzymała się. Kierowca zatrąbił. Odwróciłem się i uśmiechnąłem krzywo do jego zdumionej gęby. Zrobiłem dwa kroki do przodu i ciężarówka ruszyła a ja zawiesiłem się na ramie ostatniej przyczepy znikając temu z 38, jak na dobrych filmach sensacyjnych z lat 80-tych. Śmiałem się na myśl jego miny gdy próbował zgadnąć gdzie tak szybko uciekłem.

Teraz gdy siedzę w swoim mieszkaniu z przypaloną ścianą wyobrażam sobie tego gościa ze spluwą jak ukochanego mężczyznę, którego chciałbym dotknąć, by uwierzyć, że istnieje naprawdę.

To była rzeczywiście świetna zabawa. Ale wiecie co? Mam więcej takich historyjek w zanadrzu. Całe moje życie to taka historyjka.

Jestem chłopcem rzuconym na wiatr. Albo według statystyk społecznych psychopatą, który w normalnych warunkach biłby swoją żonę i psy sąsiadów. Ale to nie są normalne warunki, chyba sami przyznacie? Jeśli się mieszka w mieście gdzie byle biznesmen może przystawić ci pistolet 9 mm do skroni i spytać z krzywym uśmiechem:
-Jak minął dzień?

Co możesz zrobić w takiej sytuacji? Możesz tylko się uśmiechnąć i odetchnąć, że to nie kaliber 44 a potem spojrzeć na niego i rzec:
-Ujdzie.

Kaliber 44 ma taką długą lufę. Taki zostawia ci dziurę w głowie jeśli strzelasz z bliskiej odległości. O ile normalny pistolet ma 9 mm taka dziura byłaby 4 razy większa. Tak przypuszczam (widziałem „Taksówkarza” dwa razy). Pewnie zastanawiacie się czy ten od „jak minął dzień” to ten sam z 38. To był inny. A broni nie zidentyfikowałem. Wiem tylko, że miała 9 mm.

Gdy tylko ciężarówka zatrzymała się zeskoczyłem i poszedłem do knajpki naprzeciwko. Skąd mogłem wiedzieć, że stąd w 10 minut (jeśli nie ma korków) można dojechać do Wallstreet? Przecież nie jeżdżę taksówkami. W tej knajpie roiło się od biznesmenów.

Ledwo usiadłem, podszedł on i jak już wcześniej mówiłem przystawił mi do skroni broń pytając się:
-Jak minął dzień?
Spojrzałem wtedy na niego i uśmiechnąłem się.
-Ujdzie – w pewnej chwili pomyślałem, że nie jestem tu mile widziany. A w drugiej byłem już tego pewien.
-Pytam się „jak minął dzień” bo zastanawiam się czy naprawdę już minął. Dla ciebie zapewne – wtedy spojrzał na zegarek i zagryzł wargi – minie za 48 sekund.
-Jest pan bardzo dokładny – odrzekłem nadal się uśmiechając.
Widać mile go to połechtało bo odpowiedział (dalej z tym krzywym uśmiechem):
-Dziękuję. Dostaniesz za to 11 sekund więcej.

Cóż? Czy człowiek potrzebuje czegoś więcej niż 48 + 11 sekund życia? Gdy skończą się te 48 sekund zawsze możesz zrobić coś czego nie zdążyłeś w tych poprzednich 48 sekundach w pozostałych 11. Możesz na przykład pomyśleć: „O mój Boże! On mnie zabije! A ja nie powiedziałem Helen jak bardzo ją kocham!” i „o mój Boże, nie wyłączyłem żelazka!”.

Albo „Sram na to pieprzone życie”. Ja zaś pomyślałem : „Dziś mam pecha do facetów z pistoletami. Ciekawe jak będzie jutro?”.

Mój pech okazał się zgodny z oczekiwaniami. Po 9 sekundach do knajpki wpadło czterech policjantów (oczywiście z pistoletami w dłoniach) i rozłożyło biznesmena w ciągu 31 sekund. Na policję nie zawsze można liczyć. Ja bym rozłożył go po 10 sekundach.

(cdn)

Brak komentarzy: